10 sztuk na 60. urodziny – włoski koncern Ferrari, produkujący luksusowe samochody, zamierza w ten sposób uczcić swoją rocznicę obecności na amerykańskim rynku. Oferta jest jednak skierowana do wszystkich fanów szybkiej jazdy, niekoniecznie tych posiadających amerykańskie obywatelstwo. Trzeba tylko przygotować 9,5 mln zł. Limitowana wersja „F60” jest bowiem droższa od podstawowej dokładnie siedem razy. Czy warto aż tak przepłacać?
Kolekcjonerzy luksusowych samochodów z pewnością odpowiedzą „tak”. Limitowane edycje kultowych marek to białe kruki w każdej kolekcji. Co więcej, ekskluzywne samochody z takich edycji stanowią świetną i pewną lokatę kapitału. Po latach ich wartość znacznie przekracza cenę zakupu. Jeszcze nie tak dawno pisaliśmy o Mercedesie CLK GTR Roadster – również z limitowanej edycji – którego właściciel sprzedał za cenę dwukrotnie wyższą niż zainwestowane środki (link: http://www.ekskluzyw.pl/aktualnosci/legendarny_mercedes_wystawiony_na_aukcje,864,9,0). Nie bez znaczenia jest też prestiż i świadomość przynależności do ścisłej elity. Chociaż to akurat ma dwie strony medalu.
Luksusowy samochód „F60” ma wszystko to, co kochają Amerykanie – moc, prędkość i możliwość personalizacji. Ten ostatni czynnik staje się z roku na rok coraz ważniejszy. Osoby gotowe wyłożyć prawie 10 milionów złotych za jedno auto chcą otrzymać produkt nie tylko unikatowy czy ekskluzywny, ale i doskonale dopasowany pod ich gust i potrzeby. Zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz.
Projekt „F60” oparto na dobrze przyjętym przez rynek i cieszącym się uznaniem modelu Ferrari F12 Berlinetta. Oczywiście w wersji kabriolet, bo nieskrępowana wolność i uczucie wiatru we włosach są już na stałe wpisane do amerykańskiej konstytucji. Luksusowy samochód przeszedł też niewielki lifting. Zmieniono w nim nieznacznie przód, linię drzwi i boki. Wiele elementów wykonano z nowoczesnych materiałów, jak włókna węglowe oraz aluminium. Ustalono także jedną kolorystykę nadwozia – niebiesko-czerwono-czarną. Dlaczego właśnie taką? To nawiązanie do oficjalnych barw „North American Racing Team”, w skrócie NART, czyli byłego, amerykańskiego zespołu wyścigowego z 1958 roku który promował markę Ferrari w Stanach Zjednoczonych. Hołd zespołowi NART oddano również na tapicerce foteli, przez których środek przebiegają biało-czerwone pasy z charakterystyczną, białą gwiazdą u góry.
Oprócz zmian w kształcie karoserii modyfikacjom uległ również środek super-auta. 2-miejscowe, luksusowe wnętrze jest teraz wyłożone skórzaną tapicerką w dwóch różnych kolorach. Fotel kierowcy, deska rozdzielcza, lewe drzwi oraz skrzynia biegów wykończone są czerwonokrwistą skórą (sztandarowy kolor Ferrari), podczas gdy fotel pasażera i jego najbliższa przestrzeń to już głęboka czerń. Taka asymetryczna aranżacja jest celowa i ma za zadanie symbolicznie łączyć sportowe cechy auta (czerwień) z dziedzictwem i historią, w jakie malowano pierwsze, wyścigowe modele (czerń).
Pod maską czai się potężny silnik V12 o pojemności 6,3 litra i siedmiostopniowa skrzynia biegów gwarantujące moc 730 koni mechanicznych. Co ciekawe, ekskluzywna, limitowana wersja jest nieco słabsza od swojej poprzedniczki. Luksusowe Ferrari F12 Berlinetta miało moc 740 koni, czyli o 10 więcej. To jednak nie przekłada się na osiągi, które nawet przy mniejszej mocy wynoszą dokładnie tyle samo. Ekskluzywny samochód rozpędza się do setki w 3,1 sekundy i osiąga maksymalną prędkość około 340 km/h.
Wspominaliśmy na początku, że przynależność do elity i posiadanie luksusowego samochodu ma także swoje ciemne strony. Wśród właścicieli Ferrari krąży anegdota, że najczęstszą usterką w pojazdach tej marki są… wgniecenia na masce i rysy dokonane przez gapiów, którzy fotografują się, opierając o ekskluzywny samochód. Limitowana edycja zaledwie 10 sztuk najnowszego „F60” z pewnością przyciągnie uwagę znacznie większej liczby osób niż regularne modele. I przyszły właściciel będzie musiał się z tym pogodzić.
Grzegorz Altowicz
Ekskluzyw.pl