„Rovos Rail” to współczesna wersja legendarnego pociągu Orient-Express. Myli się jednak ten, kto potraktuje go jak zwykły środek lokomocji. Podróż „Rovos Rail” to tak naprawdę luksusowa propozycja spędzenia urlopu – a jednocześnie przygody życia – dla bogatych businessmanów, którym nie straszny wydatek rzędu 55 tys USD (165 000 zł) za 2-tygodniowe wczasy.
Pociąg uchodzi obecnie za najbardziej luksusowy na świecie. Mówi się o nim, że to 5-gwiazdkowy hotel na szynach. Dokładnie tak samo, jak przeszło 130 lat temu mówiło się o Orient Express. Na tym jednak kończą się podobieństwa. Starszy brat „Rovos Rail” otoczony był przez nimb tajemniczości, wzbudzał sensację, a o komforcie podróżowania, bogactwie i luksusie, jakie w sobie w krył, krążyły legendy. Pisała o nim Agaty Christie w swoim kryminale „Morderstwo w Orient Expressie”, pojawiał się w kultowych filmach („W 80 dni dookoła świata”), a nawet komponowano o nim piosenki („Orient Express” Jean-Michela Jarre’a). Dzisiejszy „Rovos Rail” tej sławy już nie ma, ale to nie znaczy, że ustępuje w czymś swojemu starszemu bratu.
Pociąg składa się z dwudziestu ekskluzywnych wagonów urządzonych w starym, wiktoriańskim stylu, które zostały nieco unowocześnione. Ta nowoczesność jest jednak celowo ograniczona do niezbędnego minimum, a to dlatego, aby pasażerowie poczuli ducha tamtych czasów i mieli wrażenie, że wraz z wejściem na pokład, przenieśli się w czasie o ponad 100 lat. Dla przykładu w pociągu zainstalowana jest klimatyzacja, ale radia ani telewizji nie ma w ogóle. Natomiast laptopów oraz komórek można używać wyłącznie w swoich prywatnych przedziałach.
Pociąg podzielony jest na kilka segmentów: wagony sypialne z prywatnymi przedziałami, restauracyjne, kuchenne, widokowe oraz wspólny wagon, tzw. salonowy. Aby do niego wejść, wymagany jest odpowiedni strój. Panowie wpuszczani są wyłącznie w szykownych smokingach, natomiast panie w eleganckich sukniach wieczorowych. O ile w ciągu dnia serce pociągu bije w wagonach widokowych, gdzie gromadzą się pasażerowie, aby podziwiać afrykańskie pejzaże, o tyle wieczór należy do wagonu salonowego. Przed wejściem goście witani są lampką szampana, a stoły uginają się od mnogości smacznych dań, napojów oraz wyśmienitego, afrykańskiego wina. Jeść i pić można tu do woli, bowiem w cenie każdego biletu wliczony jest bufet, a także niezliczone atrakcje i wycieczki, jakie podczas podróży są organizowane. W ciągu czternastu dni pociąg przemierza pięć afrykańskich krajów: Tanzanię, Zambię, Zimbabwe, Botswaną oraz RPA z prędkością zaledwie 25 km/h. To wolniej niż wielu z nas jedzie na rowerze. Samolot tę trasę pokonałby pewnie w 2 – 3 godziny, ale nie o prędkość tu chodzi, tylko o alternatywny sposób na urlop powiązany z poznaniem Czarnego Lądu. A okazji do tego nie brakuje. Pasażerowie nie ograniczają się bowiem do oglądania afrykańskich krajobrazów, zwierząt i mijanych miejscowości jedynie zza szyb pociągu, ale zwiedzają słynne kopalnie diamentów, podziwiają Wodospady Wiktorii, Dolinę Tysiąca Wzgórz czy nawet uczestniczą w bezkrwawym, fotograficznym safari na nosorożce.
W tym wszystkim pomaga wykwalifikowany personel, który zazwyczaj jest dwukrotnie liczniejszy niż liczba pasażerów. Na każdego podróżującego przypadają zatem dwie osoby załogi, które dbają nie tylko o jego podniebienie i czystość w przedziale, ale są też przewodnikami po Czarnym Lądzie, służąc tysiącami barwnych opowieści i anegdot o terenach, przez które właśnie przejeżdża pociąg.
Na koniec ciekawostka. Twórcą „Rovos Rail” jest południowoafrykański businessman, Rohan Vos, któremu w przeszłości państwowe koleje odmówiły rezerwacji całego pociągu na rodzinne wakacje. Postanowił wtedy odkupić stare, zdezelowane wagony i odrestaurować je do tego stopnia, aby ich komfort i luksus nie odbiegał znacząco od standardów 5-gwiazdkowych hoteli. Następnie założył firmę, która organizuje luksusowe wycieczki po Afryce. Udało mu się znakomicie, a fakt, że bilety na niektóre trasy trzeba zabukować dwa lata wcześniej, jest tego najdobitniejszym przykładem.
Grzegorz Altowicz / Ekskluzyw.pl