Ekskluzywne samoloty szturmem zdobywają nasze niebo. Nie ma się co dziwić – w porównaniu z komercyjnymi liniami lotniczymi są jak Rolls&Royce z prywatnym szoferem, podczas gdy regularne linie to zatłoczony autobus komunikacji miejskiej w godzinach szczytu. Jednym słowem – dzieli je przepaść. I chociaż bilet w pierwszej klasie gwarantuje trochę więcej luksusu i wygody, to wciąż daleko mu do komfortu podróżowania samolotem urządzonym według własnego gustu. Oto kilka wygód, jakie zafundowali sobie najbogatsi miliarderzy świata, aby uprzyjemnić długie godziny spędzone w samolocie.
O zaletach, jakie wynikają z posiadania własnego samolotu, pisaliśmy wielokrotnie. Osoby, które decydują się na prywatny, luksusowy samolot, najczęściej argumentują to możliwością wybrania dowolnego momentu startu bez konieczności podporządkowania się sztywnemu rozkładowi lotów, bezpośrednim połączeniom z docelowym lotniskiem i uniknięciem międzylądowania z przesiadkami oraz zaoszczędzonym czasem na odprawie paszportowej i przy deponowaniu bagażu. To wszystko jest ważne – owszem – ale jeśli ktoś dużo lata po świecie, to z biegiem lat coraz bardziej docenia możliwość własnej aranżacji wnętrza, a ekskluzywny samolot powoli staję się bliski jak własny, luksusowy samochód zaparkowany w garażu. I nie chodzi tu jedynie o ulubiony fotel, kolor ścian czy tapicerkę z wysokogatunkowej skóry. Pokład samolotu można zaaranżować w dowolny sposób, o jakim innym się nawet nie śniło. Sala kinowa? – Nie ma problemu. Ekskluzywny apartament z kilkoma sypialniami i łazienkami? Proszę bardzo. Garaż z limuzyną albo sauna turecka? Naturalnie. O ile – rzecz jasna – dysponuje się odpowiednio grubym portfelem.
Gdyby zliczyć wszystkie mankamenty długich lotów z regularnymi liniami lotniczymi, to najczęściej pasażerowi narzekają na niewygodne fotele i brak przestrzeni wokół siebie. Producentom samolotów nie ma się co dziwić, gdyż konstruują swoje maszyny tak, aby weszło do nich jak najwięcej ludzi i przelot był jak najbardziej opłacalny. Zupełnie inaczej sprawa ma się w przypadku własnego samolotu. Tutaj nie ma potrzeby ustawiania wielu siedzeń w rzędach jeden za drugim. Rozmieszczenie foteli, sof, stolików i mebli można rozplanować tak, aby wnętrze przypominało stylowy, luksusowy apartament. Nawet z kominkiem. Co więcej, nikt nie powiedział, że w kadłubie samolotu musi być tylko jedno duże pomieszczenie. Przedstawiciele największych koncernów produkujących ekskluzywne samoloty dla VIP-ów zdradzają, że ich najbogatsi klienci często zamawiają aranżację wnętrza z kilkoma sypialniami (osobna dla właściciela, osobna dla lecących z nim gości), paroma łazienkami, a nawet sauną. Kto chociaż raz musiał skorzystać z toalety w tradycyjnych liniach, ten doskonale zrozumie, że takie wymagania to konieczność, a nie próżność. Podobnie jest z kuchnią. Posiłki przygotowywane przez wyspecjalizowane firmy dla wielkich linii lotniczych muszą być dopasowane do „statystycznego gustu” pasażera. Jedzenie nie może być ani zbyt pikantne, aby zbyt mdłe, nie może też zawierać warzyw typu cebula, czosnek bądź niektórych gatunków mięs, które mogłyby obrazić uczucia religijne niektórych pasażerów – jednym słowem bezsmakowa papka. Własny, luksusowy samolot to możliwość zatrudnienia prywatnego kucharza, który na wysokości 10 000 metrów upichci dowolne danie i przyprawi je tak, jak lubią pasażerowie.
O ile ekskluzywny apartament, sypialnia, kuchnia i łazienka na pokładzie samolotu brzmi rozsądnie, to już niektóre zamówienia najbogatszych miliarderów wywołują krzywy uśmiech. Dla przykładu jedno z najbardziej niespotykanych zamówień na aranżację wnętrza samolotu złożył w 2007 roku pewien inwestor giełdowy i biznesmen z dalekiego wschodu. Zmęczony koniecznością zamawiania w każdym mieście odpowiednio luksusowej limuzyny, kazał w swoim Airbusie380 zaaranżować garaż na Rolls&Royce’a. Od tej pory ekskluzywny samochód lata ze swoim właścicielem w każdą biznesową podróż. Nie był to jedyny kaprys majętnego krezusa. W tym samym samolocie polecił również zamontować turecką saunę, a także salę koncertową. Za wszystko zapłacił czekiem na 1,75 miliarda złotych. Z kolei inny miliarder przemienił luksusowy samolot „Gulfstream III” w podniebne kino i zawiesił wewnątrz potężny, 52-calowy ekran LCD. Jakby tego było mało, przyciemnił całe pomieszczenie, a na suficie i w podłodze zainstalował oświetlenie charakterystyczne dla dużych sal kinowych. Dzięki temu po rozpoczęciu projekcji filmu pasażerowie czują się dokładnie tak samo jak w zwykłym kinie. Ile kosztowało go takie podniebne kino? Równe 437 mln zł.
Jest jeszcze kategoria zamówień tak absurdalnych, że nawet najwięksi producenci samolotów przecierają oczy ze zdumienia. Azjatycki sułtan wyłożył lekką ręką 350 mln zł na same tylko ozdoby ze złota i szlachetnych kamieni wewnątrz kabiny swojego Boeinga 747. Z kolei inny miliarder zapragnął postawić na środku pokładu wielki, lśniący złotem tron. Życzenie oczywiście spełniono, czego efekt widać na zdjęciu obokolicach
Grzegorz Altowicz
Ekskluzyw.pl