Świat się zmienia – a wraz z nim nasze postrzeganie. Także tego, co jest luksusowe. Najnowsze badania i dane statyczne jasno dowodzą, że w obecnych czasach luksusowe nie jest to, co posiadamy materialnego, ale to, co możemy przeżyć i doświadczyć. A to zwiastuje rychły koniec ery luksusowych dóbr. Czy to oznacza, że producenci towarów z najwyższej półki powinni czuć się zaniepokojeni? Niekoniecznie, chociaż fortuna zdaje się od nich powoli odwracać.
Kiedyś wszystko było prostsze. O statusie materialnym i społecznym świadczyła ilość posiadanego złota, srebra oraz drogocennych kamieni – jednym słowem namacalnego dobytku. I to uchodziło za luksusowe dobra. Po paru tysiącach lat ten schemat najzwyczajniej się „przejadł”, a wraz z nim definicja słowa 'luksusowe’. Nadeszła prawdziwa rewolucja, która wywróciła dotychczasowy porządek do góry nogami. W XXI wieku za odpowiednią sumę każdy może kupić niemal wszystko. Dlatego najbogatsi ludzie przestali kolekcjonować rzeczy, jak ekskluzywne samochody, luksusowe samoloty, drogie jachty czy apartamenty, a zaczęli kolekcjonować wrażenia. Dokładnie tak – wrażenia. Nośnik luksusu zmienił się z posiadania na doświadczanie, z przedmiotów na doznania, z materialnego na niematerialne. I to obecnie uchodzi za luksus.
Teorię tę potwierdzają dane statystyczne. Z 1,8 biliona dolarów wydanych w latach 2013 – 2014 w segmencie luksusu aż 1 bilion (czyli przeszło 55%) stanowiły wydatki na szeroko rozumiane luksusowe usługi, a nie przedmioty (źródło BCG). Kolejne 460 miliardów wydano na również związane z przeżyciami ekskluzywne wycieczki. Zaledwie 9% (170 miliardów dolarów) z tego luksusowego tortu przypadło na „zwykłe” materialne dobra. Tę teorię najdobitniej widać w rozwiniętych, zachodnich krajach, gdzie luksus zaczyna być wyrafinowaną przyjemnością i ekstrawagancją. Kraje mniej zamożne wciąż jeszcze hołdują starej zasadzie, gdzie wyznacznikiem posiadanego luksusu była ilość markowych dóbr. A to bardzo złudne wrażenie. Wychodząc bowiem z nowoczesnej definicji luksusu, jako czegoś unikatowego, jedynego w swoim rodzaju, ponadprzeciętnego i zarezerwowanego jedynie dla najbogatszej warstwy społecznej, nie można mówić np. o luksusowej torebce czy luksusowym zegarku, którą nosi się codziennie i zabiera na zakupy do warzywniaka albo sklepu spożywczego. Nawet gdyby kosztowały krocie. Eksperci rynku twierdzą, że luksus w żadnym wypadku nie może być przedmiotem codziennego użytku. Dlatego zamiast rzeczonej torebki czy zegarka proponują spontaniczną wycieczkę wynajętym helikopterem do Mediolanu na słynne przedstawienie operowe w prestiżowym „Teatro alla Scala” albo wieczór w basenie na szczycie 5-gwiazdkowego hotelu w Dubaju zaplanowany ad hoc. Tak czy siak, coś kompletnie niecodziennego, niepowtarzalnego, jednorazowego i unikatowego. No i – rzecz jasna – bajecznie drogiego.
Naukowe badania dowiodły, że niecodzienne emocje, doznania i przeżycia są o wiele cenniejsze i bardziej pożądane dla naszego mózgu niż materialne przedmioty, których umowną wartość najczęściej symbolizuje jedynie wszyta metka. Osoby zamożne, świadome swojej pozycji społecznej i zdobytego majątku, zwykle nie szukają potwierdzenia własnej wartości w markowych towarach, by za ich pomocą budować swój wizerunek. Ludzie, którzy mogą kupić niemal wszystko, co oferuje rynek, szybko się tym nudzą. Oni etap fascynacji towarami luksusowymi już dawno mają za sobą. Nie zaimponują nimi także swoim – równie bogatym – znajomym. Dla odmiany szukają czegoś bardziej wyrafinowanego. Chcą być „panami chwili”, „królami życia”, posiadać to, czego posiadać się nie da, przekraczać kolejne granice. I w tym dopatrują się luksusu. Są jednak także normalnymi ludźmi, a to oznacza, że w każdym z nich tkwi mniejszy bądź większy pierwiastek próżności. I tu z pomocą przychodzą media społecznościowe, takie tak np. facebook, instagram albo snapchat. Bardzo modne jest bowiem obecnie „meldowanie się” w luksusowych, 5-gwiazdkowych hotelach na facebooku albo fotografowanie zamówionego dania z najznakomitszych restauracji świata na Instagramie. Bo czym innym jest pokazanie najbliższej rodzinie małego albumu ze zdjęciami z ostatnich wakacji, a czymś zupełnie innym opublikowanie galerii zdjęć, który potem ogląda parę tysięcy a nawet milionów „followersów” (osoby, które śledzą wszystkie opublikowane wpisy/zdjęcia/materiały danej osoby poprzez swój profil).
Co takie zmiany w podejściu do luksusu oznaczają i kto powinien się z nich cieszyć? Chyba najbardziej branża turystyczna. Te wspominane wyżej 460 miliardów dolarów wydane na luksusowe wycieczki to największy kawałek tortu segmentu usług dla najbogatszych. A producenci markowych towarów? Oni też nie mają powodów do paniki. Nic tak bowiem nie upiększa zdjęcia z ekskluzywnej wycieczki jak pozowanie z torebką od „Hermesa”, w przeciwsłonecznych okularach „Choparda” oraz szpilkach Manolo Blahnika.
(na podstawie LuxurySociety)
You must be logged in to post a comment.