31 milionów złotych mniej na koncie ma od wczoraj tajemniczy Anglik, który kupił jeden z najdroższych sportowych samochodów świata – McLarena F1. Po raz kolejny potwierdziło się znane powiedzenie, że mężczyźni różnią się od chłopców tylko ceną zabawek. Wczorajsza transakcja to niewątpliwie jedna z najwyższych sum w historii motoryzacji, za jaką sprzedany został sportowy samochód.
Kolekcjonerzy drogich aut, którzy mają w swoich garażach McLarena F1, bardzo rzadko decydują się na sprzedaż. Doskonale zdają sobie sprawę z jego unikatowości i rosnącej ceny z każdym, upływającym rokiem. W końcu za sumę 31 milionów złotych można kupić w Polsce co najmniej 11-hektarowy teren inwestycyjny, 2 luksusowe pałace czy choćby 4 ekskluzywne rezydencje w największych miastach. Dlaczego zatem ten jeden samochód wart jest tak dużych pieniędzy?
Na astronomiczną cenę złożyło się kilka czynników. Po pierwsze: limitowana edycja. Na dodatek już nie produkowana. Ostatni model zszedł z taśm produkcyjnych fabryki w Woking (Wielka Brytania) w 1998 roku. Do tego czasu koncern McLaren wypuścił zaledwie 107 egzemplarzy serii F1. Połowa z nich trafiła na tory wyścigowe, a druga połowa w ręce zwykłych kierowców.
Po drugie: McLaren F1 to nie jest zwykły samochód – to luksusowe super-auto dla najbogatszych miliarderów, którzy chcą poczuć się na zwykłej drodze jak na torze wyścigowym. Taki właśnie cel postawili sobie projektanci maszyny – stworzyć miejski odpowiednik bolidu Formuły 1. Koszty nie grały roli. Sięgano po najdroższe materiały i najbardziej zaawansowane techniczne rozwiązania. Dla przykładu klapy komory silnika w całości wyłożone zostały folią z czystego złota. Tylko takie rozwiązanie umożliwiło efektywne odprowadzanie ciepła z jednostki napędowej, której moc sięgała 627 koni mechanicznych. 12-cylindrowy silnik o pojemności 6,1 litra rozpędzał pojazd do setki w 3,3 sekundy. Jego maksymalna prędkość wynosiła 388 km/h. Warto zauważyć, że nawet 7 lat po zaprzestaniu produkcji żaden inny pojazd nie był w stanie rozpędzić się do takiej prędkości, co dawało McLarenowi pozycję numer jeden wśród najszybszych samochodów świata. Dopiero w 2005 roku samochód marki Koenigsegg CCR pobił ten rekord o 7 km/h, podnosząc poprzeczkę na 395 km/h. Wróćmy jednak do McLarena. Jak przystało na rekordzistę prędkości, luksusowy samochód spalał równie rekordowe ilości paliwa. W zależności od prędkości jazdy silnik potrzebował od 12 do nawet 31 litrów na każde przejechane 100 km. Bak paliwa mieścił zaledwie 90 litrów. Przy mało oszczędnej jeździe i dużej prędkości benzyny starczało raptem na 300 km, czyli tyle, ile jest z Krakowa do Warszawy. Sportowa limuzyna musiała mieć lekką ale bezpieczną konstrukcję, dlatego niemal całe nadwozie wykonano z super-wytrzymałego kewlaru, gdzieniegdzie tylko uzupełnionego tytanowymi wstawkami. Walka o każdy kilogram wagi doprowadziła do wielu ograniczeń w wyposażeniu. Wnętrze McLarena to nie ekskluzywny apartament. F1 nie miał poduszek powietrznych, radia, kontroli trakcji, wspomagania kierownicy, hamulców, systemów ABS etc. Mało brakowało, a nie znalazłaby się w nim nawet klimatyzacja. Auto miało być surowe w wyposażeniu, ale luksusowe w komforcie prowadzenia. Dlatego precyzyjne ustawienia kierownicy i rozmieszczenie pedałów były indywidualnie dopasowywane pod zamawiającego klienta. Cena, jak na ówczesne czasy, również była luksusowa – milion dolarów za każdą sztukę.
Ostatnim czynnikiem decydującym o horrendalnej cenie pojazdu jest historia tego konkretnego egzemplarza serii F1. Został on wyprodukowany specjalnie dla Michaela Andrettiego, znanego kierowcę wyścigów samochodowych w USA i mistrza prestiżowej serii CART. Tak wskazuje numer 28 wybity na karoserii auta. Wśród gwiazd kina i muzyki McLarenem F1 jeździ na przykład Jaś Fasola (czyli aktor Rowan Atkinson), znany prezenter telewizyjny Jay Leno, kierowca formuły Michael Schumacher oraz jeden z najlepszych gitarzystów świata Eric Clapton.
Grzegorz Altowicz / Ekskluzyw.pl