Rozbitkowie, którzy dopływają na bezludną wyspę, zwykle chcą jak najszybciej z niej uciec. Ale nie Jiri Smejc. Jemu na tyle spodobał się pobyt na bezludnej wyspie, że nie tylko tam wrócił, ale i wybudował pierwszy na świecie, luksusowy ośrodek wypoczynkowy, który swoim rozmachem i komfortem przewyższa najbardziej znane kurorty.
Historia zaczyna się jak z bajki. Bo i bajecznie bogatego Czecha dotyczy. Businessman Jiri Smejc wielokrotnie odwiedzał wyspy Malediwy w czasie swoich służbowych podróży. Przepiękne widoki i klimat tak bardzo go oczarowały, że zakochał się w tym miejscu i kupił jedną z niezamieszkałych przez człowieka wysp. Tam zbudował potężny kompleks 45 luksusowych willi, restauracji i barów, który nazwał „Velaa Private Island”. Nazwa nie jest przypadkowa, bowiem dotychczasowymi mieszkańcami tej wyspy były żółwie, a w miejscowym narzeczu słowo „Velaa” oznacza właśnie żółwia.
– Moim zamierzeniem było stworzyć magiczne miejsce, które połączyłoby malezyjską kulturę, styl życia i piękne krajobrazy z wymaganiami najbardziej zamożnych klientów – mówi czeski businessman. – Na dodatek każdy z odwiedzających powinien poczuć się tu jak na prawdziwej, bezludnej wyspie. Tyle, że z niezliczoną ilością wyszukanych propozycji na spędzenie wolnego czasu.
Tych na „Velaa Private Island” z pewnością nie zabraknie. Każda z willi posiada własny basen. Ponadto kompleks dysponuje salami do ćwiczeń z profesjonalnymi instruktorami, własnym SPA (z unikatowym jak na Malediwy „pokojem śniegu”), trzema restauracjami, dwoma barami i piwnicą z najlepszymi, lokalnymi winami. Warto w tym miejscu nadmienić, że nad kulinarnymi zachciankami gości pieczę sprawuje nagrodzona gwiazdkami Michelina szef kuchni – Adeline Grattard. Serwuje przede wszystkim kuchnię francuską i azjatycką, a świeże potrawy przygotowywane są przy użyciu ziół z… ogrodu, który mieści się na zapleczu restauracji. Jedna z restauracji o nazwie „Tavaruteppanyaki” (na zdjęciu), położona jest w wyjątkowym miejscu – na szczycie wieży w kolorze kości słoniowej. Dania przygotowywane są tu pod okiem czekających gości.
To nie koniec wygód, jakie czekają przyjezdnych gości. Na wyspie funkcjonuje „Pawilon Yogi”, gdzie pod okiem doświadczonego trenera można ćwiczyć pozycję kwiatu lotosu. Zajęcia odbywają się na specjalnie do tego zaprojektowanej na drzewie platformie, albo na plaży. Miłośnicy popularnych, europejskich sportów także będą w pełni usatysfakcjonowani. Do dyspozycji gości pozostają: kort tenisowy, kort do squasha, boisko do piłki nożnej oraz boisko do plażowej piłki siatkowej. Kto lubi golf, ten z pewnością zajrzy do akademii golfa „Troon Short Game Golf” prowadzonej przez dwukrotnego mistrza Jose Maria Olazabal. Z kolei wielbiciele nurkowania i podwodnych przygód ucieszą się na informację o działających szkółkach nurkowania, gdzie można zdobyć certyfikat PADI. O rozrywkach typu wind-surfing, kayaking, sailing, wake-boarding, water-skiing, kite-surfing, łowieniu ryb czy oglądaniu pokazu delfinów nie wspominając, gdyż w kurortach tej klasy są one standardem. Jednak największą z przygód, jaką można przeżyć na „Velaa Private Island”, jest wycieczka prywatną, dwuosobową łodzią podwodną po niezbadanych głębiach Oceanu Indyjskiego.
Niewątpliwą atrakcją wyspy jest też jej architektura i sposób ułożenia willi, który z lotu ptaka przypomina sylwetkę żółwia. Jego pomysłodawcą i konstruktorem jest czeski architekt Petr Kolar. Ponadto wiele z budynków posadowiono na palach wystających ponad powierzchnię oceanu. Dojść do nich można wyłącznie wąskim pomostem, a do tej największej – o nazwie „Romantic Villa” – tylko za pomocą łodzi.
Luksus kosztuje i to jest przysłowiowa łyżka dziegciu, nawet jak na malediwskie warunki. Jeden nocleg na wyspie kosztuje co najmniej półtora tysiąca dolarów, czyli okolicach 4 500 zł.
You must be logged in to post a comment.