Luksusowa rezydencja wolno i majestatycznie kołysze się na wzburzonych falach – taki obraz to nie fatamorgana ani wynik nadmiernego spożycia alkoholu, ale całkiem realny „SeaScape”, czyli pływający dom. Już wkrótce może się on pojawić także na naszych wodach.
To drugi tego typu projekt koncernu „BMT Asia Pacific”, który potwierdza starą zasadę, że genialne pomysły czasami przychodzą w najmniej oczekiwanych momentach. Nie inaczej było i tym razem, bo za ideą stworzenia pływających rezydencji stoi pewna anegdota. Po zakończeniu prac w terminalu stoczniowym w Hong-Kongu właścicielom azjatyckiego koncernu zostały wielkie kopuły o owalnym kształcie, z którymi nie za bardzo wiedziano, co zrobić. Były w zbyt dobrym stanie, aby je po prostu wyrzucić na śmietnik. Miały potencjał, który należało tylko odpowiednio spożytkować. Podczas burzy mózgów wymyślono, że można je zaadaptować na… luksusowe rezydencje pływające na wodzie, jeśliby tylko zapewnić im solidną podstawę kadłubową. Wizjonerski projekt zyskał szybką aprobatę i pojawiły się pierwsze prototypy, a wraz z nimi pierwsi klienci. Kosmiczny design autorstwa Richarda Colwilla i Henry’ego Warda przykuwał wzrok i pomysł wydawał się strzałem w dziesiątkę. Jego najmocniejszym punktem były niezliczone wręcz możliwości wykorzystania: począwszy od celów mieszkalnych, jako letniskowe wille na wodzie, poprzez bardziej ambitne pomysły typu pływająca galeria sztuki nowoczesnej aż po stricte komercyjne plany zaadaptowania na biuro/gabinet dla firmy bądź nawet pływające, luksusowe apartamenty hotelowe. Ważnym atutem była także mobilność całego przedsięwzięcia. Ekskluzywna rezydencja mogła być w każdej chwili przeniesiona drogą wodną z jednego zakątka globu w inny. Po dwóch latach koncern „BMT Asia Pacific” ogłosił następcę „Sea-Suite’ów” o nazwie „SeaScape”. Projekt znacznie usprawniono, ale idea pozostała ta sama.
Jedyną z nowości jest zastosowanie budowy modułowej, dzięki czemu można łączyć kilka tego typu rezydencji w jeden większy kompleks, co z kolei daje pole do jeszcze bardziej kreatywnych pomysłów na ich wykorzystanie. Luksusowe rezydencje mają teraz bardziej otwartą budowę, choć nadal zachowały swój owalny kształt. To celowe posunięcie, bo jak mówi Henry Ward, jeden z projektantów: „Owalny kształt pozwala zmaksymalizować dużą kubaturę wnętrza”. Środek jest nadal nowoczesny i luksusowy przy zastosowaniu ekologicznych oraz trwałych jakościowo materiałów. „Nasza nowa seria pływających rezydencji udowadnia, że da się stworzyć projekt jednocześnie bardzo luksusowy, jak i o prostej, acz eleganckiej budowie” – dodaje Richard Colwill, Managing Director koncernu BMT Asia Pacific.
Podstawa, czyli „kadłub”, pływającej konstrukcji ma kształt trójkąta i wykonana jest z pontonu. Wnętrze rozplanowane jest na zasadzie „open space” z wydzielonymi strefami: nocną, dzienną, jadalnianą, rozrywkową etc. Jednak najciekawszym pomieszczeniem w „SeaScape” jest ekskluzywna sypialnia umieszczona pośrodku rezydencji, tuż nad lustrem wody. Ma ona kształt cylindra o średnicy czterech metrów, którego podłogę wykonano z przeźroczystego akrylu. Można sobie jedynie wyobrazić, jak fascynującym i relaksującym przeżyciem musi być odpoczynek po ciężkim dniu w takim anturażu podwodnej fauny i flory.
Twórcy „SeaScape” zachwalają projekt, że jest on nie tylko estetyczny i luksusowy, ale również bardzo praktyczny. Poszczególne elementy, z których składa się ekskluzywna rezydencja, da się łatwo zapakować do standardowych kontenerów transportowych i dzięki temu łatwo można je wysłać w dowolne miejsce na ziemi, co redukuje koszty. Nie oszczędzano jedynie na materiałach budowlanych i wykończeniowych, które pochodzą z najlepszych gatunkowo tworzyw.
Wizja urlopu spędzonego na pełnym morzu w pływającej willi brzmi naprawdę kusząco. O ile nie trzeba będzie za nią – nomem omen – słono zapłacić. Producent ceny póki co nie zdradził.
Grzegorz Altowicz
Ekskluzyw.pl